piątek, 12 października 2012

Pokojem moim Bóg

Gdzieś do mnie dziś dotarła wiadomość, że chodzą słuchy, że Nobla z Oslo dostała Unia Europejska. Jeśli to prawda, to chciałem wszystkim Wam pogratulować Nagrody Nobla. Żonie też gratulowałem przed chwilą. Michałku malutki, Krysiu moja kochana, gdzie biegniecie? Chodźcie, tatuś musi Wam pogratulować Nagrody Nobla. Kochani, to naprawdę wielka chwila...

Uff, a pomyśleć, że są ludzie, i nie jest ich żadna garstka, którzy to dziś robią na poważnie - beneficjenci bezpośredni całego tego systemu o nazwie UE, czyli wszelkiej maści urzędnicy, od Barroso, przez wiceszefa PO Syryjusza Wolskiego, po asystentów całej niepoliczonej masy eurokomisarzy i wszystkich euronajpotrzebniejszychpracowników dzisiaj świętują.

Ale to wszystko jest bez znaczenia. Ot taka obserwacja do jakiej deprawacji można doprowadzić umysł. Przecież każdy z tych ludzi, którzy na poważnie dziś rozprawiają o tym werdykcie kapituły z Królestwa Norwegii, kiedyś miał umysł taki, jak kazdy z nas. Jednak z kazdym tak cynicznym odgrywaniem roli napisanej przez machinę bezdusznego systemu, dobrowolnie oddaje konkretną część swojej inteligencji, możliwości poznawczych i woli. Też źle powiedziałem, że oddaje. Każdy, kto to robi, po prostu wrzuca część swojego mózgu (serca, nerek - kto z jakiej kultury, to wrzuca różnie) do pieca. Co do pieca wchodzi... wiadomo, proces spalania jest efektowny i musi mieć swoją cenę.

Mam wrażenie, że ten wybór z Oslo jest trochę, jak ten puchar Ochuckiego z tarasu Pekinu - na zachętę. Albo może wręcz w drugą stronę - widzą wszystko co się dzieje, i są w niemałym szoku, że wciąż od lat czterdziestych nie było konwencjonalnej wojny na naszym kontynencie. No, nie licząc Jugolstwa. Ale wiadomo, wszystko jest cacy, bo przecież "winnych", w jądrze imperium, sądzono na oczach tłumów, więc się nie liczy. Jeszcze kilka lat temu daliby tę Nagrodę po prostu "Europie" i tyle. I to oczywiście tych kilka lat temu też byłoby dla nas powodem do kpin, a później do smutnego zadumania, dokładnie tak jak dzisiaj, nad losem naszych ziem.

Wojna jest straszna. Wojna to zniszczenie. W przypadku naszych ziem: wszystkiego. Jeśli ktoś jednak chce się dziś na poważnie nad czymś na chwilę zadumać, to polecam słynne moje okazjonalne ćwiczenia z wdzięczności: dziś każdy niech we własnym serduszku (mózgu, nerkach... wiadomo) sobie głęboko odetchnie nad życiem swoim, bądź jak jest mi bliski wiekiem, to i życiem swoich rodziców. Bo mieliśmy to niesamowite szczęście nie doświadczyć wojny.

A co dalej...?

A dalej to M a r a n a T h a!