poniedziałek, 9 listopada 2009

Ja dzisiaj niczego nie "świętuję"

Nasza wspaniała obecna rzeczywistość, w której Kościół i wierzący są klinem w szprychach postępu, zagarnia coraz więcej religijności. Wszystko, co może w jakimkolwiek stopniu służyć za "podwaliny" cudowności obecnego porządku staje się sacrum. Narratorzy dla mas czerpią garściami z homiletyki - język, którym operują, intonacja ich głosów, namaszczenie z jakim opowiadają o tych wydarzeniach, wszystko to napawa mnie skrajnym obrzydzeniem.

Przyzwyczaiłem się już do potworków w stylu "święto demokracji", ale to co ma miejsce przy okazji wszelkich "rocznic" (pamiętamy 4/06?), przekracza próg wytrzymałości mojego bezpiecznika medialnego. Sprawia, że do listopadowej depresji dochodzą kolejne powody, by zakopać się szczelnie pod kocem, odciąć od tej wszechogarniającej głupoty. Kompletnie bezrefleksyjne i bezinteresowne sługi postępu, zwarte szeregi tych, którzy jego ideałom zaprzedali dusze, a także kolejne dzieci tej ułudy - wszyscy oni mówią do mnie kpiąc ze wszystkiego co dla mnie cenne, co dla mnie święte. Kpią z logiki, kpią z historii, kpią z prawdy.

20 lat temu nadarzyła się sytuacja, że mogliśmy, jako Naród, stanowić sami o sobie. Mogliśmy decydować o tym, jakim ma być nasz kraj - mogliśmy decydować o tym, że Orzeł Biały odzyska Koronę, czy oddawać hołd prawdziwym bohaterom, mogliśmy powiesić krzyże w szkołach, a także powiesić zdrajców na latarniach Traktu Królewskiego. Mogliśmy nie ryzykując niczego mówić o Historii takiej, jaka ona w istocie była. Mogliśmy znowu czcić Prawdę.

30 lat temu Jan Paweł II wypowiadał Słowo Prorocze - wskazywał na boską proweniencję wewnętrznych możliwości naszego Narodu do wyzwolenia się z sideł kłamstwa, z sideł sztańskiego zniewolenia - z klatki, w której Wiara, Nadzieja i Miłość były bite pałą i lżone bolszewicką tępotą. W 20 lat po zdobyciu tej możliwości nie pamiętamy już kompletnie o istocie i celu tych przemian. Wartości, o które walczyły całe pokolenia spiskowców dziś, w tzw. "powszechnym odczuciu", są skrajnym marginesem. Wiara jest dziś nie w modzie, nadzieję mało kto zna, a miłość to dla pokoleń obecnie dojrzewających jakiś kompletnie niezrozumiały sentymentalny banał. Prawdy nie ma w ogóle.

Jan Paweł II wypowiedział 30 lat temu nie tylko proroctwo. Zostawił nam też swoje nauczanie. Zostawił nam konkretne Słowo dotyczące celu naszego dążenia do wolności. Położył konkretne i bardzo solidne fundamenty pod naszą podmiotowość. A my postanowiliśmy konkretnie i solidnie zignorować i te fundamenty i dać sobie spokój z samą podmiotowością. Dzięki usłużnej narracji to, czego nie dało się wymazać bo było Słowem Żywym, okrojono z kontekstu, doprawiono "kremówkami" i przygnieciono festyniarsko wyprodukowanymi "pamiątkami" tworząc dzisiejszy obraz - a w zasadzie posługując się obecną nowomową - logo, logo JPII.

Ja dzisiaj niczego nie "świętuję". Ja dziś nie oglądam "kostek domina". Ja dziś nie mam zamiaru swoją uwagą żyrować kłamstw i bzdur, którymi karmią nas lokalni bezideowcy. Bezideowcy operujący językiem, o którym bolszewia nawet nigdy nie śniła.

niedziela, 8 listopada 2009

Prawda i logika nie w modzie

„Niewdzięczność zaczyna się od zapomnienia, z zapomnienia wynika obojętność, z obojętności – niezadowolenie, z niezadowolenia – rozpacz, z rozpaczy – przekleństwo” - D. Bonhoeffer

-pozostałe cytaty podobnież.




Musimy pogodzić się z myślą, że to, co nastawione w obecnym czasie na masy, będzie papką. Będzie brzydkie. Będzie złe. Będzie panował terror wypowiedzi publicznych. Dla „autorytetów” swój, dla polityków swój, dla duchownych swój, swój osobny dla dziennikarzy. Papka z telewizji psująca mózgi będzie się dalej zaostrzać. Czyste i błogie kłamstwa o wyborach – wszak „decydujemy” o tym, kto „nas” będzie „reprezentował” w ... jakiejś fajnej bądź niefajnej sali, gdzie jacyś ludzie będą przesiadywać i się okresowo poruszać po korytarzach. Piękne i niewinne rozrywki w stylu mtv – niech przemówią do dorastających pokoleń języki biseksualnych bliźniaczek. Prawda w takim momencie cywilizacyjnym jest bardzo mocno nie na miejscu. Można wymieniać bez końca. Podatki, uczciwi i odważni gospodarze naszych miast, świetne szkoły i jeszcze lepsze uniwersytety, kościoły z cynikami na świecznikach. Prawda się kompletnie nie liczy. Logika? Ano tak, miałem na studiach. I nawet w liceum miałem. Aaa, stosować... Nie, no co Ty... Z księżyca jesteś?

Nie wolno. Nie można. Nigdy przenigdy nie można się poddać frustracji. Nie dawać jej przystępu. W zasadzie wszystko co najprostsze się ze sobą łączy i spaja. Złe rzeczy lubią trzymać się mocno razem. Jak się pojawi jedna, już pędzą następne. Czy jak nam się coś nie podoba to jest fajnie? A też zdecydowanie niefajnie jest gdy znajdujemy się w położeniu, gdzie nasza osobista przyszłość nie rysuje się zbyt przewidywalnie. Zmiana warunków życiowych, choroby, ból może powodować lęk. Było już o lęku, że nie warto być mu posłusznym. Ale najlepiej go nie wpuszczać. Wiedzieć kiedy się może pojawić. Jak tylko ujrzymy go czającego się za rogiem – przepędzić. Od lęku do rozpaczy prosta droga.

Najważniejsze jest jednak, że te dobre rzeczy też lubią się nawzajem. Wdzięcznością za dobre rzeczy można bardzo skutecznie się „dozbroić”. Kiedy jest wdzięczność – jako prawdziwa autorefleksja, nie ma miejsca na frustrację. Nie ma tych jakże konstruktywnych pytań „Dlaczego tak jest?”, „Co ja takiego zrobiłem, że mnie to spotyka?” itd. Nie ma zadręczania się. Pomaga nam świadomość dobra naszych celów, pragnienie realizacji dobra – każdy z nas ma swoje priorytety, ale to jedno jest wspólne. Chcemy, żeby było Dużo Dobro. Kiedy widzimy, że jako Ci realizujący dobro w życiu jesteśmy w zdecydowanej mniejszość musimy mieć świadomość, że nasza percepcja jest szersza, głębsza, prawdziwsza. Jest to coś z czego można być dumnym. Ale dla mnie jest to zdecydowanie coś, za co jestem wdzięczny, za co dziękuję co dnia. „To za co możesz podziękować, jest dobre”. Bo jaki mamy wpływ na to, że tak widzimy świat? Nauczyliśmy się w szkołach, w domach? Nie sposób obliczyć wypadkową czynników, które miały na to wpływ. A gubimy się już na samym początku, jeśli zacząć od genów. Ja zatem po prostu czuję się niezasłużenie obdarowany – bo skoro tylu innych, z lepszych domów, z lepszych szkół i kościołów, potrafi bardzo łatwo rozmieniać się na drobne, a ja wiem, że warto żyć z kręgosłupem, to jest to coś ekstra.

Nie będzie łatwo. Przyjdą wydarzenia, które mogą mieć kompletnie wywracający nasz porządek do góry nogami, destrukcyjny wpływ. Będzie trudno być wdzięcznym. Będzie wkoło dużo goryczy. Dużo żółci. Będzie się przelewać. Nasze miasta były już wielokrotnie świadkami dużego niezadowolenia i nierzadko rozpaczy. A pamiętajmy co obecnie rządzi na naszych ulicach. Nowomowa nawet ukuła inną nazwę na starą, dobrą obojętność. Acz ta nasza znieczulica na szczęście też nie symbolizuje niczego dobrego, jedynie się lekko maskuje. Oddala jako zjawisko. Marginalizuje swoją wagę.

Warto ufać. Odważni mają lepiej, łatwiej. Nie warto być tchórzem. A dziękować jest dobrze. Wdzięczność ustawia nas we właściwej perspektywie. Trzymamy dzięki niej pion. Działa antybakteryjnie.

„Spytaj sam siebie, czy twe serce wskutek niewdzięczności nie stało się ponure, bezwładne, zmęczone, takie zalęknione”.

czwartek, 5 listopada 2009

Nowe Miejsce

Jakoś tak mnie nauczyli moi Ś.P. rodzice, że jak człowiek trafia na nowe miejsce, to trzeba się przywitać, jakoś tak chwilę poobserwować, a jak jest na to czas i możliwość to się przedstawić. Przedstawia się człowiek w tych dziwnych czasach w tylu różnych miejscach, że w zasadzie się przedstawiać już nie trzeba. Kto chce co wiedzieć, to sam się o autorze dowie - czy to z ramek na tej "platformie", czy dzięki fantastycznemu zjawisku w postaci google. Ale przywitać się wciąż trzeba, więc: Dzień Dobry - witam wszystkich użytkowników internetu, którzy trafili tu przez zupełny przypadek, oraz tych, którzy jakoś dotarli tu po "etykietach", a autora, czyli mnie, znali już skądinąd.

To wybełkotawszy warto by na dobry początek zaserwować jakąś treść. Ale zanim jeszcze treść mięsista, jeszcze trochę uwag wstępnych. Blog ten, mój drugi, powstał z przekonania, że część moich inspiracji twórczych nie mogła do końca wpasować się w żadną konwencję tekstów publikowanych na Salonie24, gdzie do tej pory zamieszczałem swoje "posty". Kilkakrotnie już pisałem tekst, dodawałem tagi, i na końcu, w polu wyboru "kategorii", miałem problem. To miejsce będzie służyło do zamieszczania tekstów z tej "kategorii", której nie ma na S24. Jaka? Ano na razie niech pozostanie nienazwana.

Dużo tych "wstępów do wstępów" wyszło, więc treść dziś będzie króciutka. W zasadzie tylko sygnalizacyjna - szkicująca nam tło do naszych rozważań. Kontur będzie tu bardzo istotny. To on bowiem jest niejako powodem do powstania w ogóle tego bloga. Chodzi o czasy. Wiadomo, że każde pokolenie odczytujące literaturę apokaliptyczną jest przekonane o jej aktualności - każdy, kto ją czyta, widzi czasy ostateczne wokół siebie. Oczywiście mówimy o ludziach, którzy chcą, czy próbują, apokaliptyczne teksty odczytywać, a nie tylko sobie poczytać. I to założenie stawia również pewne wymagania wobec czytelników tego bloga. Jeżeli "nie wierzysz w nic", to uprzedzam, będzie Ci bardzo ciężko czytać moje teksty. Ale jeśli jest w Tobie choć odrobina wiary, to zachęcam - wracaj tu co jakiś czas. Będzie o czasach naszych, ale nie będzie słodko, ani leciutko. Będzie prawdziwie.